Polskie Forum VTES

VTES CCG => Turnieje => Wątek zaczęty przez: SLave w Września 17, 2012, 06:48:05 pm

Tytuł: Raport SLave'a z Zielonej Góry, czyli Szczecinianin na święcie Boga Wina
Wiadomość wysłana przez: SLave w Września 17, 2012, 06:48:05 pm
Do Zielonej Góry dotarłem zgodnie z planem, i bez większych problemów odnalazłem drogę na campus. Niestety, miasto nie zachwyciło urodą. Jedynym plusem, jaki z początku odnotowałem, była znacząca ilość zieleni miejskiej. Zdaje się, że wspólna cecha miast położonych na zachodzie kraju.

Nie ukrywam, że bardziej nastawiałem się na turniej limited, więc potrzedłem do standardowego eventu nieco po macoszemu. I to był najwyraźniej błąd, gdyż zbyt wiele tego dnia nie ugrałem, a chyba były po temu warunki. Graczy było aż dziesięciu, co dało dwa stoły pięcioosobowe. Ucieszyłem się, ponieważ nie specjalnie lubię czteroosobówki (chyba, że gram Córami).

Stół 1: Piotrek (Arika) -> Pasta (3-misiowy Wall) -> Slave (polityka OBF/PRE) -> Bartek (!Nos combat) -> Dawid (Spell o’Life)

Pierwszy stół był pewnikiem najciekawszą grą z moim udziałem jaka się tego dnia odbyła. Piotrek cały czas kontrolował sytuację, wyznaczał tempo, i starał się utrzymywać cenną równowagę na stole. Niestety, moim zdaniem, stanowczy zbyt długo. A może bezcelowo. Ja też bardzo lubię table balance (gdy gram polityką), ponieważ nie staję się w ów to czas celem numer jeden dla stołu. Sztuka polega na tym, aby uderzyć odpowiednio mocno w jedną turę. Do tego trza zaś mieć trzy wampiry. Na pierwszym moim stole wiadomym natomiast było, że czas działał na korzyść Dawida, który grał deckiem na Spell of Life, i potrzebował po prostu pięciu Spells w grze. Z ilością krycia jaką dysponowała jego talijka, nie musiał się martwić, że kto go poblokuje. No i się skręciły mumie. Wybiły wszystkie wampiry Piotrka, gdy ja zdążyłem wykończyć resztki Bartkowego poola – jego wampiry są stanowczo zbyt drogie w stosunku do tego co pokazują, albo poolgain zwyczajnie szwankuje. Niestety dla mnie, pozbawiony ciśnienia Dawid był w stanie wygenerować ilości poola porównywalne ze stanem startowym, i nie było sensu nawet go cisnąć. Priorytetem było więc spowolnienie gry, aby Mumie nie zdołały przebić się przez mur, który bronił się całkiem nieźle. I udało się. Do regulaminowego końca gry nie zaszły już na stole istotne zmiany.

Stół 2: Dawid (Spell o’Life) -> Stasiek (combat) -> Bartek (!Nos combat) -> Slave (plityka OBF/PRE) -> Marek (Małgorzata)

Dawid, mój cross-table buddy, koncentruje się na wystawianiu Spells. Jego prey asymiluje jak może wampiry Dawida. Nie niepokojony niczym Bartek może spokojnie mnie naciskać. Na szczęście, nie ma na ręku tyle wejść, aby przeprowadzać dwa rushes na turę, i jakoś udaje mnie się przetrwać. Niestety, nie jestem w stanie jednocześnie skupić się na Marku. Ten, niby nie jest w stanie uzyskać pomocy po crossie, i wydaje się prostym celem, jednak moje wampiry ledwo dyszą, a do tego Stasiek kontestuje ze mną Marcusa Vitela (!). To skutecznie pogrzebało jego szansę na VP z tego stołu (które moim zdaniem nie były aż takie małe), zaś Markowi i Bartkowi dało możliwość blokowania co drugiej mojej polityki. Dlatego byłem zmuszony grać Banishment cross-table. Na szczęście, ulżyłem w ten sposób nieco Dawidowi, który dociągnął w międzyczasie Secure Haven, co pozwoliło spokojnie czekać na napływ Spells. Nie dziwota, że zdealowałem się z nim, iż jak wytoczy mumie, to pójdzie najpierwej do tyłu, a gdy ja będę wypalać Markowego poola, on ruszy  po VP do przodu. Ale, póki co, mumii brak, a Marek ma trzy żwawe pijawki. I tutaj dwa istotne zrządzenia losu: mój Major Boon i Archon Investigation Dawida ratują nam pozycję przy stole. Mumie wychodzą i idą w tył. Marek dostaje pomoc ze strony Bartka, który wyciąga jego pijawki z torporu. Robi się gorąco, a czas ucieka. Widząc, że nie zdążę już wyoustować Marka (dziesięć w poolu), Dawid jest na jednym poolu, a Staszek na dwóch, zagrywam Pierwszą Tradycję i sealuję stół na 0,5 VP każdy.

Stół 3: Bartek (!Nos combat) -> Marek (Małgosia) -> Maciek (weenie POT) -> Slave (polityka OBF/PRE) -> Piotrek (Arika)

Fatalny dla mnie stół. Zaczynam między weenie POT a deckiem wyciągającym tyle głosów co ja sam. Boję się wystawić choćby jednego wampa, bo za plecami co turę wyskakuje brzdąc z piąchą. Decyduję się jednak na Adanę. Piotrek, należycie, wytacza Arikę; Bartek Caileana. I tutaj następuje szybkie przetasowanie. Marek decyduje się na posunięcie wymagające dużej odwagi, które, jak się okazało, dało mu później miejsce w finale. Mianowicie, zagrywa Temptation of Greater Power na Arikę, i płaci za nią bodaj siedemnaście poola. To jednak oznacza, że na koniec swojej tury ma już trzy wampiry, i skupia na sobie całą uwagę krwiopijców Maćka. Ja sam próbuję się dogadać z Bartkiem, bo dysponuje potrzebnymi mnie głosami, ale ten woli osłaniać swojego predatora, który chwilę później go oustuje. W tej sytuacji, jestem zmuszony iść na deala z Markiem, licząc po cichu, iż będzie na tyle poobijany przez weenie POT (zanim zgarnie VP), że będę w stanie pojechać stół do końca. Tymczasem, Maciek podzielił swoje dalsze ataki pomiędzy nas dogadanych, tym samym skazując zarówno siebie jak i Piotrka na porażkę. Slave zaś skończył z marnym 1 VP nie będąc w stanie zrównoważyć przewagi jaką dawała Markowi Arika.

Finał: Slave (polityka OBF/PRE) -> Czesiu (Anneke) -> Dawid (Spell o’Life) -> Marek (Małgosia) -> Kacper (Week o’Nightmares)

Wyrzucam 20 i zaczynam. Cały stół toczy się powoli. Czesiu blokuje kolejne Spells, więc Dawid jest w ciężkiej dupie. Nawet jak wyciąga siedem stealth, to Anneke jest w stanie to przebić. Bez Elder Impersonation ani rusz. Marek spokojnie się rozwija, aby nie prowokować zaszyć, a Kacper powoli mnie podgryza, abym się nie rozbudował. Jedynie Marek i Kacper zdają się mieć jakić konkretny pomysł na finał. Ja cieszyłem się z faktu, iż już w nim byłem. Dla Czesia to był debiut, więc siedział i blokował co się dało. Dawid nie miał szans, ale sam był sobie winien, bo wybierał seating jako ostatni. Patową sytuację przełamał Marek zagrywając Temptation of Greater Power na Gabrina. Sprowokował tym samym Kacpra do działania. Kacper, na swoje nieszczęście, nie dobrał Weeka na czas, i z ledwością wyoustował mnie, padając wkrótce łupem Marka. Ten spokojnie dotrzymał do końca regulaminowego czasu gry, i zgarnął 100 punktów rankingowych.

Po finale rozpoczął się kulminacyjny punkt programu, czyli przelewanie wina, bez którego Bachanalia nie byłyby świętem wina. After party było zdecydowanie przyjemniejsze od samego turnieju. Luźne dyskusje, przy których można sie było odstresować i duża ilość winnego trunku pozytywnie wpłynęły na samopoczucie większości przybyłych. Moje na pewno. Spać poszedłem grubo po trzeciej, o ile pamiętam.

A po ósmej trza było wstawać, prysznic brać, i biec na turniej. Tutaj ogromne podziękowania dla Staszka, który zapewnił mnie nie tylko nocleg w przednich warunkach (przypomniałem sobie, jak to jest spać pod kałdrą), ale również jadła pod dostatkiem (w tym pyszne pomidorki i paprykę).

Nad turniejem limitowanym nie będę się rozwodził. Jeśli odzwierciedla on prawdziwe umiejętności gry, to ja jeszcze grać we VTESa nie potrafię. Inna sprawa, że karty, które wyciągnąłem były na prawdę mizerne. Przypominam zaś, że turniej odbywał się w formacie SEALED. Oto co uskładałem:

Fairuza (!Brujah)
Axel Fon Anders (!Brujah)
Paulo de Castille (Lasombra)
Ermenegildo, The Rake (Lasombra)
Saul Meira (lasombra)
Louis de Maisonneuve (! Ventrue)
Jefferson Foster (!Ventrue)
Konrad Fleischer (!Ventrue)

2x Fiendish Tongue
Forgery
Hidden Pathways
Scouting Mission

Empowering the Puppet King
2x Notorious Brutality
Unexpected Coalition
Veil the Legions

Blur
Dodge
Glancing Blow
High Ground
Quick Meld
Scorpion Sting
Trap
Undead Strength
Walk of Flame

Assault Rifle
Leather Jacket
Pier 13
Sport Bike

2x Blind Spot
Sermon of Caine
Waste Management Operation

Anarchist Uprising

Enhanced Senses
On the Qui Vive
Redirection
Rooftop Shadow
Telepathic Misdirection
Touch of Pain

JS Simmons

Sideboard:
Appius Claudius Corvus, Dr. Morrow, Jonathan Gursel, Joseph Cambridge, Kai Simmons, Loonar, Lula Burch, Marge Khan, Nostoket, Raphael Catarari, Stavros, Ulrike Rothbart, Zubeida.
Bloodbath, Cadet, Cloak of Blood, Courier, Deploy the Hand, Drop point Network, 2x Eccentric Billionaire, Escaped Mental Patient, Gang Tactics, Garrote, Hand Contract, Honor the Elders, Marijava Ghoul, Peace Treaty, Skin Trap, Spirit Summoning Chamber, Telepathic Vote Counting, Vagabond Mystic, 2x Vermin Channel.

Jeszcze nie sprawdzałem, ale obawiam się, że zająłem zaszczytne ostatnie miejsce. No cóż. Brak mnie słów. Jedyne co mogę napisać, to że zdecydowanie chętniej widziałbym turniej w formacie DRAFT, i mam nadzieję, że następnym razem tak będzie.

Kolejne solidne nieporozumienie, to fakt, że zostaliśmy wypierdoleni z konwentu przed zakończeniem ostatniej rundy. Z lekka *cenzura*owo, zwłaszcza, że niektórzy koledzy przyjechali do Zielonej Góry specjalnie na ten turniej. I jakoś nie pomaga zrekompensować tego fakt, że było nas aż dziewięcioro, czyli frekwencja na turnieju Limitowanym w Zielonej Górze była większa niż na turnieju Standard Constructed w Lublinie.

Po turnieju każdy rozszedł się w swoją stronę. Ja poszedłem na miasto. Tutaj wrażenia nieco lepsze niż na początku mojego pobytu w Zielonej Górze. po ulicach biegały wiewiórki, a niektóre budynki, szczególnie te starsze, całkiem fajne. Na podwórzach dalej rośnie trawa, a nie płyty betonowe (jak w większości miast dzisiaj). Pamiętam jeszcze, choć słabo, takie podwórza w Szczecinie. Teraz już ich nie ma.

Jarmark nie powalał na kolana. Mało charakterystycznych wystawców. Raczej standardowe stoiska, jak na każdym rynku. Dużo obrazów, wędek, płyt cd, ubrań. Do tego wesołe miasteczka (przynajmniej dwa), dużo fast foodów, etc. Były oczywiście stoiska z winem (głównie zagranicznym), ale przeważały piwo i wódka. Dwa chyba stragany z mosiądzem, czy czymś podobnym. Już lepsze wrażenie zrobił na mnie konwentowy Kram Melnira – bardzo fajny pomysł.

Zabrałem się więc z grupą staruszków do pobliskiego Buchałowa, gdzie za 50 PLN mozna się było do oporu napić wina i burcoka. Wróciłem do Zielonej Góry dobrze po dziewiątej. Była opcja na darmowy transport do Nowej Soli, ale nie skorzystałem. Może to i błąd był, bo strasznie wymarzłem na dworcu.
A po powrocie zatonąłem w łóżeczku, i przespałem bite 12 godzin.