1
Zasady / Drużynowy Przekładaniec - dyskusja
« dnia: Września 12, 2021, 05:21:35 pm »
Hej. Poniższy wątek będzie, mam nadzieję, zaczynem do dyskusji jak poradzić sobie ze zjawiskiem tzw. Francuskiego Przekładańca.
Zacznijmy od tego czym Francuski Przekładaniec (FP) jest. FP jest mniej lub bardziej zawoalowaną formą gry drużynowej by pomóc zrobić koledze punkty i w konsekwencji stół. FP bywają świadome, kiedy dwójka partycypantów wie doskonale co robi i bez deala zaczynają na stole czynić rzeczy dziwne. Lub nieświadome gdy kolega, który ma jakiś tam szacunek w mikrośrodowisku wyleszczywszy kolegów po wielokroć traktuje ich jak wasali, którym bez krztyny szacunku ze strony własnej, nawija makron na uszy by ten punkcik ugrać, a później wyleszczyć jak to ma w zwyczaju, wasala, znów bez litości, pod przykrywką, że mogło być różnie. Oczywiście im więcej osób sobie bliskich tym większa szansa, że Przekładaniec się powiedzie w końcu w kupie siła!
Osobiście, na wczorajszym turnieju (9.11.2021 r., Wrocław) udało się obskoczyć formę (chyba, dlaczego nie jestem pewien - napiszę później) drugą. Jeden z graczy na moim stole dograł modyfikator do bleed po odbiciu przez jego preya, nie upewniwszy się czy mam szansę go przeżyć. Skutkiem spadłem ze stołu wbrew PTW. Dialog był płonny. Reszta, jak to mówią, jest historią, bo partycypant po radosnym pośrednim dostarczeniu za mnie sześciu punktów sam spadł ze stołu w turze następnej. Zostałem przeproszony. Pan, co mnie dopalił odbitym bleedem, obskoczył warna. Pan co ugrał po tym zagraniu GW z czystymi rączkami poszedł grać na stół drugi. Gdzie również w atmosferze spięcia otrzymał, w efekcie, po zagranicach swojego konfratra GW.
W przypadku drugiego stołu otrzymałem relację od osoby, która punkcik seniorowi dawała i było to ponoć opcją jedną z dwóch - komu dać punkt z siebie? No punkt trafił, gdzie trafił. Nie wnikam. Rękę podam. Sam bym tak nie zagrał, ale wytłumaczenie przyjmuję. Nie ja tam byłem Przekładany po Francusku, więc też pretensji mieć nie mogę i nie powinienem. Co prawda stół obok z moim kompadre (pozdro Kazpex), mogłem w teorii bawić się w rzecz podobną, ale wolałem grać PTW jak mówią zasady. Czyżbym był niesprytny, że nie rozwarłem swoich bram możliwości przed przyjacielem, oferując mu zwycięstwo polityką po crossie? Porozmawiajmy.
Dlaczego nie jestem pewny czy za pierwszym razem to było zagranie celowe czy niecelowe? Bo oceniamy sytuację po skutkach. To, że wałeczek miał miejsce nikt nie zaprzecza bo poleciał warn. Ale osoba co zyskuje wychodzi cała na biało. Wampir jest grą gdzie balans jest dość kruchy i pomoc swojemu preyowi lub gran predatorowi zrobić punkcik nie jest znowuż tak trudno. A wiemy, że diabeł tkwi w szczegółach. We dwóch na jednego to banda łysego jak mawia stare porzekadło, ale kosztem własnym, wbrew PTW (WITALNE!) dać punkt koledze tylko dlatego, że mieszkamy w odległości transportu lokalnym autobusem? Jakoś tak to nie świadczy o umiejętnościach. Proszę w dalszej dyskusji czy to godne, czy nie godne ja zarzucam tylko temat.
Jakie są skutki zastosowania Francuskiego Przekładańca? Smród. To na pewno. Osoba, której uda się zajść wysoko - co czuje? W jakim jest stanie duszy? Czy się cieszy, że upokarza graczy spoza swojej grupy i ze grupy swojej? Czy jest tego świadoma? Jak czuje się wasal wobec seniora? Czy odczuwa satysfakcję, że podarował mu zwycięstwo i czy po fakcie zostanie poklepany po plecach? Nie wiem. Pytam.
Ostatnia rzecz - jak temu przeciwdziałać? Może się przyłączyć do festynu? Bo sam byłem przekładany po raz pierwszy, a że zły dotyk boli całe życie, ale najbardziej tuż po fakcie to mam kilka propozycji. Może wspólnie wybierzemy jakąś, a może coś wymyślicie nowego? Zapraszam do dyskusji.
Propozycja nr 1 tzw. Akceptacja - wybory losowe seniora. Jedziemy w masę chłopa. Wybieramy seniora i każdy ma grać by zdobył punkty. Jak razem wchodzimy do finału tam proces powtarzamy. Tytuł seniora jest przechodni po wygraniu określonej liczby turniejów lub uzyskaniu określonego tytułu w zależności od wielkości... potrzeb. To podejście ma taki plus, że po co walczyć ze zjawiskiem skoro można prowadzić taki sam proceder. Udajemy tu, że wszystko jest ok i kąpiemy się w blasku seniora.
Propozycja nr 2 tzw. Parle vous francais - pytasz się czy dwójka graczy jest z jednego miasta i porównujesz z empirią wspólną Twojej mety czy lubią brać i dawać punkty kolegom. Wtedy rush. Podobnie jak w przypadku talii, które winny być zaklepane on sight, a potem gracie już grę właściwą. Ma to jak widzicie swoje plusy, bo może ulżyć za krzywdy minione.
Propozycja nr 3 tzw. Przedszkole im. Samoakceptacji - przychodzimy grać 3 gry. Losujemy 5 graczy, którzy wchodzą do "finału" gdzie też losujemy zwycięzcę. Wbijamy się tutaj na wyżyny nihilizmu i skupiamy się na esencji gry jako takiej. Masz zawsze szansę stół wygrać nawet jeżeli nie potrafisz odróżnić fazy master od godności osobistej.
Propozycja nr 4 tzw. Grecka - nie zapraszamy graczy stosujących Francuski Przekładaniec vide stosujemy ostracyzm. Co prawda dzielimy wtedy się na federacje, ale ludzie się bawią jak lubią bez ryzyka usłyszenia kim są i poniżej jakiego poziomu występują i jak niewiele znaczy wygrana zdobyta wysiłkiem wspólnym. Coś za coś.
Co Wy na to? Jeśli po prostu dobrze się bawiłeś to zrobi mi się miło. Ale jeśli spróbujesz negować, że zjawiska nie ma to możliwe, że jesteś jego częścią
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do dyskusji.
Zacznijmy od tego czym Francuski Przekładaniec (FP) jest. FP jest mniej lub bardziej zawoalowaną formą gry drużynowej by pomóc zrobić koledze punkty i w konsekwencji stół. FP bywają świadome, kiedy dwójka partycypantów wie doskonale co robi i bez deala zaczynają na stole czynić rzeczy dziwne. Lub nieświadome gdy kolega, który ma jakiś tam szacunek w mikrośrodowisku wyleszczywszy kolegów po wielokroć traktuje ich jak wasali, którym bez krztyny szacunku ze strony własnej, nawija makron na uszy by ten punkcik ugrać, a później wyleszczyć jak to ma w zwyczaju, wasala, znów bez litości, pod przykrywką, że mogło być różnie. Oczywiście im więcej osób sobie bliskich tym większa szansa, że Przekładaniec się powiedzie w końcu w kupie siła!
Osobiście, na wczorajszym turnieju (9.11.2021 r., Wrocław) udało się obskoczyć formę (chyba, dlaczego nie jestem pewien - napiszę później) drugą. Jeden z graczy na moim stole dograł modyfikator do bleed po odbiciu przez jego preya, nie upewniwszy się czy mam szansę go przeżyć. Skutkiem spadłem ze stołu wbrew PTW. Dialog był płonny. Reszta, jak to mówią, jest historią, bo partycypant po radosnym pośrednim dostarczeniu za mnie sześciu punktów sam spadł ze stołu w turze następnej. Zostałem przeproszony. Pan, co mnie dopalił odbitym bleedem, obskoczył warna. Pan co ugrał po tym zagraniu GW z czystymi rączkami poszedł grać na stół drugi. Gdzie również w atmosferze spięcia otrzymał, w efekcie, po zagranicach swojego konfratra GW.
W przypadku drugiego stołu otrzymałem relację od osoby, która punkcik seniorowi dawała i było to ponoć opcją jedną z dwóch - komu dać punkt z siebie? No punkt trafił, gdzie trafił. Nie wnikam. Rękę podam. Sam bym tak nie zagrał, ale wytłumaczenie przyjmuję. Nie ja tam byłem Przekładany po Francusku, więc też pretensji mieć nie mogę i nie powinienem. Co prawda stół obok z moim kompadre (pozdro Kazpex), mogłem w teorii bawić się w rzecz podobną, ale wolałem grać PTW jak mówią zasady. Czyżbym był niesprytny, że nie rozwarłem swoich bram możliwości przed przyjacielem, oferując mu zwycięstwo polityką po crossie? Porozmawiajmy.
Dlaczego nie jestem pewny czy za pierwszym razem to było zagranie celowe czy niecelowe? Bo oceniamy sytuację po skutkach. To, że wałeczek miał miejsce nikt nie zaprzecza bo poleciał warn. Ale osoba co zyskuje wychodzi cała na biało. Wampir jest grą gdzie balans jest dość kruchy i pomoc swojemu preyowi lub gran predatorowi zrobić punkcik nie jest znowuż tak trudno. A wiemy, że diabeł tkwi w szczegółach. We dwóch na jednego to banda łysego jak mawia stare porzekadło, ale kosztem własnym, wbrew PTW (WITALNE!) dać punkt koledze tylko dlatego, że mieszkamy w odległości transportu lokalnym autobusem? Jakoś tak to nie świadczy o umiejętnościach. Proszę w dalszej dyskusji czy to godne, czy nie godne ja zarzucam tylko temat.
Jakie są skutki zastosowania Francuskiego Przekładańca? Smród. To na pewno. Osoba, której uda się zajść wysoko - co czuje? W jakim jest stanie duszy? Czy się cieszy, że upokarza graczy spoza swojej grupy i ze grupy swojej? Czy jest tego świadoma? Jak czuje się wasal wobec seniora? Czy odczuwa satysfakcję, że podarował mu zwycięstwo i czy po fakcie zostanie poklepany po plecach? Nie wiem. Pytam.
Ostatnia rzecz - jak temu przeciwdziałać? Może się przyłączyć do festynu? Bo sam byłem przekładany po raz pierwszy, a że zły dotyk boli całe życie, ale najbardziej tuż po fakcie to mam kilka propozycji. Może wspólnie wybierzemy jakąś, a może coś wymyślicie nowego? Zapraszam do dyskusji.
Propozycja nr 1 tzw. Akceptacja - wybory losowe seniora. Jedziemy w masę chłopa. Wybieramy seniora i każdy ma grać by zdobył punkty. Jak razem wchodzimy do finału tam proces powtarzamy. Tytuł seniora jest przechodni po wygraniu określonej liczby turniejów lub uzyskaniu określonego tytułu w zależności od wielkości... potrzeb. To podejście ma taki plus, że po co walczyć ze zjawiskiem skoro można prowadzić taki sam proceder. Udajemy tu, że wszystko jest ok i kąpiemy się w blasku seniora.
Propozycja nr 2 tzw. Parle vous francais - pytasz się czy dwójka graczy jest z jednego miasta i porównujesz z empirią wspólną Twojej mety czy lubią brać i dawać punkty kolegom. Wtedy rush. Podobnie jak w przypadku talii, które winny być zaklepane on sight, a potem gracie już grę właściwą. Ma to jak widzicie swoje plusy, bo może ulżyć za krzywdy minione.
Propozycja nr 3 tzw. Przedszkole im. Samoakceptacji - przychodzimy grać 3 gry. Losujemy 5 graczy, którzy wchodzą do "finału" gdzie też losujemy zwycięzcę. Wbijamy się tutaj na wyżyny nihilizmu i skupiamy się na esencji gry jako takiej. Masz zawsze szansę stół wygrać nawet jeżeli nie potrafisz odróżnić fazy master od godności osobistej.
Propozycja nr 4 tzw. Grecka - nie zapraszamy graczy stosujących Francuski Przekładaniec vide stosujemy ostracyzm. Co prawda dzielimy wtedy się na federacje, ale ludzie się bawią jak lubią bez ryzyka usłyszenia kim są i poniżej jakiego poziomu występują i jak niewiele znaczy wygrana zdobyta wysiłkiem wspólnym. Coś za coś.
Co Wy na to? Jeśli po prostu dobrze się bawiłeś to zrobi mi się miło. Ale jeśli spróbujesz negować, że zjawiska nie ma to możliwe, że jesteś jego częścią
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do dyskusji.