Gratulacje wygranej. Deczek super. Finał był bardzo przyjemny i bez spiny. Wszyscy byliśmy zmęczeni, ale duch fair play kwitł i jak ktoś zrobił babola to nie było problemu by ruch cofnąć. Wszyscy graliśmy najlepiej jak potrafiliśmy. Sam event był bardzo udany, ale jako goście trochę daliśmy ciała - finał 100% warszawski
Prywatnie cieszę się z dwóch rzeczy: pokonania klątwy, która ciągnęła się za mną od Gdańska - za nisko na finał, za wysoko na paraolimpiadę
No i druga, bardziej przyjemna do ogłoszenia Mario był pierwszy raz w finale, a Svenowi prawie się ta sztuka udała. Gratuluję chłopakom! Trening i regularne ogarnianie własnej kuwety przynoszą wyniki
Wpieprzę się tu ze swoją relacją
Grałem moją Lasombra, gdzie starem jest Montano, a grubasy z 2ej grupy robią mu za support. Deck jest wolnawy, ma problemy z krwią i nieodporny w pierwszej fazie gry na combat. Za to ładnie bleeduje i całkiem nieźle głosuje. Zaraz poczynił mi grzeczność byśmy się nie kontestowali na czym ja bardziej skorzystałem
1. Zaraz, Enkidu - Filip, Staśka - Maciek, Nosy Animalizm - Ja - Mateusz, Malki 2020. Pierwszy stół mimo presji, którą wywarł na mnie triumfator poprzedniej edycji, udało się wygrać tylko dlatego, że kisiłem od połowy gry Enkila. Weenie animalizm zdjął mi 17 poola. Ja udawałem, że umieram. Mateusz bezpardonowo zjadł Zaraza, któremu nie podeszły psychacze. Filip przez pierwszą połowę gry zrzucał combat endsy przez drugą bleedy malków przerzucał na weenie animalizm. Dogadaliśmy się, że zostaniemy we dwóch z Filipem. Po czym rzuciłem wspomnianego Enkila i posiadając przewagę w sile ognia i odbudowawszy się villeinami Stasie uklękła do miecza Lasombry. Ugrałem tu GW i 3vp.
2. Kazpex, Dem krowy - Ja - Gausus, !Sal bladewall - Manitou, weenie ani. Ten stół był długi i wyczerpujący. Krzysiek udowodnił, że weenie animalizm jest pancerny i mimo, że faktycznie graliśmy przeciw niemu. Przeskoczył 40 poola Kazpeksa, stałe ciśnięcie w tył i po crossie. Faktycznie zabił mnie Smiling Maćka, który Krzyskowi był na rękę bardzo, a Maćkowi jedyne co podchodziło to biel by nie dać się mi zabić. Graliśmy prawie 2h. Wyszedłem z błędnego założenia, że Maciek odpierdala stalling by zrobić remis. Sorry Maćku! Summa summarum moim najlepszym kumplem na stole był mój predator. Gra była mocno pouczająca mimo, że wyczerpująca. Zawsze jest miejsce na naukę, bo dwie rzeczy zagrałbym inaczej. Tak czy siak - grało się dobrze mimo, że obskoczyłem retribution na japę xD I gratki dla Manitou bo miał jaja ze stali, a finalny combat będę dawać jako przykład by nigdy nie rzucać kart. Brawo! Ugrałem tu okrągłe 0.
3. Tu kto zaczynał dokładnie nie pamiętam, więc ustalmy tylko kolejność. Manitou, weenie ani - Mario, HoS Legioniści - Ja - Młody, podlaski fundeck. Plan gry był prosty. Zjeść wszsytkich najszybciej jak się da. Młody cisnął Manitou, Manitou się bronił, Mario się rozbudowywał ja prowadziłem matematykę zła i występku, przy czym sam bleedowałem by wyczuć czy Młody ma deflekcje na ręce. Nie miał. Dzięki czemu jak Młody był na 10, a Manitou na 6. Zbleedowałem w turze Mario z Enkila Młodego za pierwsze 5, w swoje turze za drugie 5. Zrobiłem wcześniej jakąś politykę. Rzuciłem Obedience na ostatniego wampa Manitou i w następnej turze Mario znów użyłem Enkila by zjeść Manitou. I tu wiedząc, że Mario gra o remis, a ja o wygraną cisnąłem bezpardonowo. Mario zaczynał z 20 poola + i stałymi 2 cepta. Ja miałem 20+ poola i stałe 3 stealth. Long story short Mariowi zrobiły grę dwa villeiny i direct, którego wrednie zagrał mi na kluczowe KRC. Dwa razy był na 1 poola, a mi swój własny się skończył bo traciłem go w tempie 12 na turę. Dobra gra. Mario dobrał lepiej. Obaj graliśmy najlepiej jak mogliśmy. Tu ugrałem 2 VP.
Finał opisał doskonale Marcin
Kończąc ten za długi wywód - grało mi się bardzo dobrze. Turniej pokazał, że mimo zapędów na turniej lokalny mieliśmy gości i frekwencję na poziomie 19 luda! I to w dzień, gdzie w drugim końcu Polski był drugi turniej (gratulacje Kacper!). Dzięki chłopaki za wspaniałą atmosferę i bardzo dobre gry