nasz (pisze tu o ToYu i o sobie) wyjazd na turniej zaczal sie dosc wczesniej, bo praktycznie w sobote
planowane bylo spotkanie z Oliverem, ktory przyjechal do nas z Francji, przetestowanie deckow (z powodu braku czasu nie zdolalem zlozyc niczego nowego, mialem same starocie albo decki ktorymi juz gralem na turniejach) i omowienie co, jak , gdzie i kiedy dzieje sie w sprawie wyjazdu
na spotkanie stawily sie 3 osoby, czyli ToY, Oliver i ja, wielki "respect" dla graczy z wawy, ale w sumie wasza strata
w kazdym razie dosc szybko okazalo sie, ze walka jest nierowna
jakikolwiek deck wyjmowalismy, dostawalismy sromotny lomot, ale tez wiele sie uczylismy
generalnie zmienila mi sie moja wizja VTES jako gry w ogole, a granie z Olivierem bylo na tyle interesujace, ze gosc byl chodzaca skarbnica informacji i trickow
poza tym jego koncepcja gry byla zupelnie inna, niz ta, z ktora spotkalismy sie do tej pory, zdecydowanie bardziej skuteczna, juz sama technika budowy deckow przyniosla wiele pozytywnych niespodzianek
ustawilismy wyjazd na niedziele po poludniu, rozeszlismy sie do domow, na drugi dzien stawilismy sie na dworcu, przez 2,5 godziny gralismy w pociagu (kilka kolejnych niezlych lekcji
) po czym dojechalismy do Torunia, gdzie przywitali nas Docent z Marchewa
po bujaniu sie po miescie przez okolo 3 godziny wbilismy do Docenta na dalsze granie (guess what, zebralismy lomot
), towarzystwo rozeszlo sie na spanie, a ja przegadalem cala noc z Docentem, dopiero o 6 rano zorientowalismy sie, ze jest z lekka pozno...
bez snu i w stanie glebokiego przymulenia udalismy sie do Bydgoszczy, po drodze dobili do nas Pudel i Marchewa
kilka slow o organizacji
calkiem fajny budynek ( z tego co wiem jakas uczelnia) bardzo duza sala, od razu po wejsciu czuje sie klimat turnieju
wszedzie blisko po zarcie i cokolwiek czego dusza zabraknie (to info dla wybrednych
)
ogolnie wszystko zalatwione profesjonalnie, rejestracja bez zarzutow (co przy 46 osobach jest sporym osiagnieciem), sedziowanie Docenta moim zdaniem bylo swietne, byl zawsze tam gdzie trzeba, i wszystko bylo jasne
wbilismy na turniej, standardowe przywitania z ekipami (wielkie pozdro), gadka z Nya, Szewskim, Galim i ekipa z Gliwic, nie pogadalem za duzo z Nekhem i Kahaletem, ale tez bylem zbyt zakrecony :)podobnie z Kukielem i reszta tu nie wymieniona
potem rozdawanie promosow, przekladanie decku w inne folijki tuz przed startem, caly czas ktos cos ode mnie chce, ogolnie jest troche dziwnie ale daje rade
Oliver zaoferowal sie, ze pozyczy mi na turniej jeden ze swoich deckow, oparty na podobnej koncepcji jak ten, z ktorym chcialem jechac, ale jednak zupelnie inny, i znacznie bardziej skuteczny
spisu niestety nie mam, jak bede mial to zamieszcze
w kazdym razie jest to ventrue na starej firmie, krypta skladala sie z weeniasow, plus 2 princow (7 i 8 cap) zdublowanych
w bibliotece glownie polityka, 7 ventrue directorate assembly i sporo polityki, glownie cons. boon i krc, pare parity shift i conserv.
no i calkiem sporo the embrace
koniec koncow, przechodzimy do gry
Docent rozstawia ludzi, wyznacza limit czasowy na 2 godziny, na kazdym stole zapisuje czas rozpoczecia, i...jedziemy
sorry ale nie znam nickow szystkich ludzi, wiec posluze sie nazwa klanu
1. stol (5 osob)
- Pudel z setytami mieszanymi z roznymi dziwnymi wampami, generalnie z tego co widzialem to chyba na przejmowanie z temptation / form poparte free states rant
- caliban z deckiem na tremerach, nie wiem co robili, bo szybko mnie bleednal i raz ztorporowal, a potem spadl
- ja
- assamici na black hand
- torreadorzy
pierwsze przelewy, kazdy patrzy co wychodzi i probuje rozeznac sie w sytuacji. majac calibana na plecach wolalem od razu prewencyjnie zaczac sie uzalac, bo znam dziada i wiem ze bywa niebezpieczny. dosc szybko ulatwil mi zadanie bleedujac mnie za 5, i zaraz potem wbijajac mi wampira w torpor. szybka gadka z assamita, obiecuje ze nie bede mu nic robic, musze sie bronic, niech nie blokuje moich akcji. nastepnie zaczynam urabiac caly stol, dodatkowo "pozyczajac" im poola z con boonow czy parity (za ich poparciem of kors), sam poza princem mam same weeniasy, dorabiam troche embrace i dalej sciemniam ze mi zle.
Caliban spada dosc szybko, a Pudel zaczyna czuc sie pewnie. w tym samym czasie mam juz uklad z kazdym z pozostalych graczy, z Pudlem wlacznie - caly czas im pomagam, nasylam ich na siebie, i dalej sie rozbudowuje, i czekam na wlasciwy moment. jedno z glosowan ktore przepycham to rumors of gehenna (oczywiscie dla wszystkich
). niedlugo potem widze, ze assamita cienko przedzie (dostaje jakies banishmenty itp) i ma jedynie 7 poola i 3 miniony, u torriego to samo, ale poola ma jakies 12. czyli juz czas
wystawiam 2x ventrue directorate assembly, przy mojej ilosci minionow (chyba jakies 11) mam ponad 20 glosow, zaczynam masowo zwolywac krc, po drodze jeszcze con boona, i parity - w efekcie prey i grand prey spadaja w jednej turze, a Pudel zaczyna czuc sie nieswojo
i podejmuje probe ataku, chociaz juz zdaje sobie sprawe ze gra jest dla niego przegrana
ture pozniej konczymy rozgrywke wynikiem 1 punkt dla Pudla, 4 Vp i GW dla mnie
2. gra (4 osoby)
tym razem na plecach mam Ahrimanki Nowego, preyem jest Kiasyd s&b, grandpreyem !malki na Louhi
gra jest wyjatkowo szybka, bo i sytuacja na stole dosc oczywista, wiec praktycznie sie nie czaje, tylko od razu przechodze do konkretow. najpierw szybka gadka z Nowym i ocena sytuacji - nie ma szans na wiecej niz 1 punkt, jedyne co moze zrobic to utrudnic mi sprawe i samemu zginac po drodze, ustalamy wiec ze sie wycofa , a do tego czasu ja daje mu poola, a on mnie nie blokuje. moj prey odpada dosc szybko, tym bardziej ze nie udaje mu sie przebijac przez intercept !malkow, a ode mnie dostaje jeszcze meddlinga w prezencie. przez pewien czas robi jeszcze za zaslone (i jego prey zbiera wiecej po poolu z krc, a mnie nie moze blokowac bez eagle's sightow), po czym odpada, a moj nowy prey odpada ture po nim. gra konczy sie po jakichs 45 minutach wynikiem 1 vp dla Nowego, 3vp i gw dla mnie
3. gra
dosc dziwny uklad, preyem jest ventrue na obfie, grandpreye torrie na weeniasach, dalej Alek z setytami, moj predator to Szewski z calkiem ciekawym deckiem na mate hari
zaczyna sie ciezko, bo Szewo wystawia ally i unmasking, a prey ma mase glosow, grandprey ma Michaela Luthera
od poczatku wiadomo, ze ta gra bez wiadra wazeliny sie nie obedzie
w zwiazku z tym jestem przyjacielem calego stolu poza grandpreyem - pomagam preyowi w gnebieniu jego preya, rozdaje poola Alkowi i Szewskiemu, probuje ugadac Szewskiego zeby dal mi sie rozwinac, czesciowo na to idzie, ale od poczatku wiadomo ze bedzie nieprzewidywalny
przez kilka tur obserwuje wymiane agresji na stole, zadne deale poza tymi ze mna nie sa zawierane, mam cichy deal z preyem i bardzo kruchy z predatorem
w koncu przychodzi moment na dzialanie, wystawiam 2x assembly, i zaczynam glosowac (mam juz jakies 9 minionow), najpierw arika plonie z justicar retribution (mam wiecej glosow niz caly stol), potem zostawiam preya na 1 poolu i grandpreya na 3, i zagrywam ostatnie krc...na ktore Szewski zagrywa delayinga
dziwna akcja , bo nic z tego nie ma, ale Szewski to zadziorny osobnik, wiec niech mu tak bedzie
poza tym nie ukrywam, ze zdradzila mnie chciwosc
moj prey wykancza swojego bleedem z governa, i zdobywa punkt, w nastepnej turze zagrywa golconde, co tylko mnie opoznia, ale i tak dosc szybko ginie
w tym czasie Alek przystepuje do ofensywy na Szewskiego, niezbyt udanej, tym bardziej ze wtedy juz dogaduje sie z Szewskim, ze pojade Alka, a Szewo pojedzie mnie, i obaj mamy po 2 punkty - w sumie, koniec koncow , niezle na tym wyszedl
gra konczy sie wynikiem 2vp dla Szewskiego, 1 dla Ventrue obf i 2 dla mnie
final
wchodze do finalu z 2 gw i 9 vp, co daje mi 2. miejsce, pierwszy jest ToY z 3 gw
zaczynamy od wyboru miejsca na stole, wiem ze Nya gra polityka, wiec zakladam ze bedzie moim naturalnym sojusznikiem, i chce siedziec jak najdalej od niego. decyduje sie usiasc jako predator Big Mika (ravnos z zaszywkami i week of nightmares) i prey Behemotha (deck na Goulecie i satyrach, gralem kiedys czyms podobnym, wiec mniej wiecej wiem czego sie spodziewac), Nya jest moim grandpreyem. niestety Toy wybiera miejsce mojego predatora, co znacznie utrudnia sytuacje
gra zaczyna sie ostro. nie dosc ze nie mam praktycznie zadnych weenie w krypcie, poza 1, to jeszcze praktycznie od razu zbieram 2 zaszywki. do tego ToY zaczyna rozdawac derange, ktore oczywiscie leca do mnie po tym jak stol sie nimi znudzi
, innymi slowy robie za smietnik dla calego stolu. sytuacja jest ciezka , co by nie mowic
i tu najwieksza tragedia - nikt nie chce mnie sluchac
a Behemoth jeszcze sypie mi tekstem ze gadam glupoty
(no gadam, taka moja rola...
), wiec z ugadaniem tez nie bedzie latwo. trzeba czekac
BiG Mik robi za najbardziej agresywnego, i idzie szyc Nya, w tym czasie widze ze Behemoth wcale nie ma tak latwo, bo nie podszedl mu Goulet. Toy dlubie w nosie i nie robi kompletnie nic, od czasu do czasu rozdaje tylko jakis derange
Ravnosom udaje sie dosc szybko wkurzyc Nya, i argument "bo cie zaszyje" zostaje zignorowany, a Nya rozpoczyna gadke ze mna (nareszcie
), ukladamy sie, mamy wykonczyc Ravnosa, ja pomagam wykonczyc Behemotha, potem patrzymy co dalej
stol podnosi wrzawe protestu
i od razu ToY zaczyna ostro jechac z bleedem we mnie, mimo ze zaden deal nie byl przeciw niemu
ale niech tak bedzie...zabieram 5 poola z parity shift od ToYa i daje Nya, sam rzucam con boona w siebie, reszta polityki (krc, conserv.) leci w ravno, niestety zaszywki troche bola, i nie udaje mi sie go pojechac w 1 ture. BiG Mik wystawia weeka, redukuje Nya z poola w zastraszajacym tempie, ale nie udaje mu sie go wyoustowac, ostatnia akcja jaka robi jest puszczenie na wszystkie moje miniony po 1 dmg (mam jakies 5 embrace, wiec nie jest fajnie), po czym ginie od krc Nyi. Behemoth odpada jakos zaraz po tym, zostaje nas 3, z tym ze wszystkie moje wampy musza huntowac, poza jednym
w tym momencie zdaje sobie sprawe, ze na wiecej niz 2. miejsce nie moge liczyc. zaczynaja sie negocjacje, glownie Nya z ToYem i mna, jako ze moj przyjaciel Nya czuje sie bardzo pewnie
niestety ani razu nie slysze propozycji od Toya, a jako ze ode mnie w duzej mierze zalezy to, kto wygra, ostatecznie ugaduje sie z Nya. razem oustujemy ToYa, ja sie wycofuje, wynik - 3 vp i gw dla Nya, 2 vp i 2. miejsce dla mnie
zdziwila mnie gra Toya, dlatego ze mial olbrzymia szanse na wygrana - dogadujac sie ze mna zyskalby bardzo duzo, razem mielibysmy vote lock na Nya (ktory mial tez calebrosa, kolejne 2 glosy dla nas
), i nosy nie robilyby wiecej poza bleed za 3 na ture, po wyoustowaniu go mialbym 2 punkty, i dalbym sie przejechac (nie mialem szans pojechac ToYa wtedy), wiec ToY tez mialby 2, a jako ze wszedl jako pierwszy do finalu (najwiecej punktow z gier), to przy remisie w finale bylby pierwszy
ogolnie bylo super, i bawilem sie swietnie
deck ktorym gralem wymagal sporej dawki kombinacji, i bardzo duzo gadania (nagadalem sie za trzech
), i dawal spora satysfakcje z gry
jeszcze raz wielkie gratulacje dla organizatorow, ktorzy przeprowadzili perfekcyjnie najwiekszy jak do tej pory turniej w Polsce
pozdro i do zobaczenia na nastepnym
jeszcze dodam ze na zakonczenie mialem wyjatkowo smieszne spotkanie z SOKista w Toruniu, ubawilem sie niezle