Tak, to może być sedno problemu co poniektórych Polaków.
At Pudel:
Francuz rzeczywiście radził sobie dobrze wszędzie, ale, mind you, to ponoć ich najlepszy zawodnik. Nie dziwota więc, że ugrywa te GWs. I, faktycznie, Francuzi i Austriacy stanowią czołówkę Europy, która z sukcesami gra i na innych kontynentach. Z tym, że, jak wspomniał Baal, oni jeżdżą dużo częściej po świecie niż Polacy. Na ich grę, dobrą grę, wpływ ma więc nie tyle konstrukcja decka, ale doświadczenie w radzeniu sobie z różnymi napotkanymi meta. Po prosty, stać ich na zapoznanie się z wszelakimi środowiskami, i wiedzą czego po kim się spodziewać. Temniemniej, dalej można ich zaskoczyć nieprzewidywalnym działaniem. Tylko wszyscy jakoś wybierają (tak, me too) sprawdzone metody. I jeszcze pamiętajmy, że ilość graczy jakich wysyłamy ma istotne znaczenie dla wyników jakie osiągają. Nie tyle zmniejszamy szansę na pecha, bo dobry gracz se poradzić powinien w każdej sytuacji, co zwiększamy szansę na szczęście. Bo jak dostanie się łatwy draw, to nie tylko można pojechać ze dwa stoły, ale skrzydeł się nabiera, i gra toczy się zupełnie inaczej. Dochodzi pewność siebie, i można się wyluzować, a to z reguły pomaga. No i ta Aura of Invincibility. Na niektórych działa, a później w finale można się dogadać z kimś 3-2. Znamy to?
I jeszcze trochę dziegciu i ode mnie. Nie możemy bowiem patrzeć na siebie jako ciamajdy, tych gorszych, i mniej kreatywnych. Jestem już uczulony, bo dziś rano Eco upierał się, że powinniśmy obawiać się odwetu Rosji za naszą postawę na arenie międzynarodowej. I w twierdzeniu, że inni są, niestety, lepsi, ale jednak od nas, widzę właśnie takie podejście do świata. A my jesteśmy już krajem rozwiniętym. Nie jakimś zaściankiem. I nie ważne jak postrzegają nas inni, ale jak nam się tutaj żyje. I jak nam się tutaj gra. A mnie gra się dobrze. A że i Olivierowi grało się dobrze, to pewnikiem nie jest u nas aż tak źle. Nie powinniśmy obawiać się przeświadczenia o własnej wartości.