Siła! – jedziemy z koksem – czyli jak grać combatem żeby nie przegrać.
Prędzej, czy później nawet największego leszcza lubującego się w graniu S&B, najdzie ochota złożenia decka dla prawdziwych twardzieli. Rzut okiem na TWDA lub stworzenie własnej koncepcji, dozbieranie brakujących kart, złożenie mega rzeźnickiego decka, pierwsza gra i ….. 0 VP. Totalna klapa. Zdarzyło się to komuś ? Założe się, że każdy gracz miał na początku ogromne problemy z wygraniem stołu deckiem combatowym. Dlaczego tak się dzieje ? Postaram się przytoczyć kilka najczęstszych powodów porażek początkujących combatowiczów, posiłkując się przykładami z życia własnego lub cudzego .
Najczęstszym błędem jest tzw. „podpałka”. Mogę kogoś ubić – to ubijam. Bo mogę. Jak najczęściej kończy się taka gra? Predator takiego gracza zdobywa dwa VP prawie za free. Dlaczego ? To proste. Combaciarz leje bez opamiętania swojego preya, do momentu zapchania się masterami, lub „wypstrykaniem się” z wejść w combat. Wytrawny gracz, przeczeka aż „bijący kolego” się wyżyje i wjeżdża w niego jak w masło.
W takim wypadku kluczowa jest znajomość własnego decku oraz oszacowanie siły decku naszego predatora. Jeśli jest to deck, który nie jest nas w stanie „z partyzanta” wyoustować (np. weenie aus), to dobra nasza. W takim wypadku możemy spokojnie iść naprzód. Jeśli jednak na plecach mamy S&B, powerbleeda lub inny deck, będący w stanie nas szybko zlikwidować konieczny będzie szybki pokaz siły, a czasem nawet totalna anihilacja predatora. Combat zawsze musi brać pod uwagęfakt, że jakieś punkty na stole będzie musiał poświęcić !!! Oczywistym jest, że dobrze by było nie ofiarować punktów swojemu preyowi, jednak czasem jest to nieuniknione.
Podstawowym celem grając wombatem jest utrzymanię się przy życiu. Mając na plecach S&B, lepiej pozwolić preyowi zgarnąć przed nami 2 VP, ale upewnić się, że nasz predator nie ugra punktu, niż na pałę bić naprzód ginąc „honorowo”, choć idiotycznie.
Oczywiście są decki combatowe, które nie muszą się martwić o swój los. Przykłady ? Proszę bardzo : Tupdogi, Una multiaction, Ariadna eats the World. W przypadku grania deckiem bazującym na szybkości, nie ma znaczenia kogo lejemy, może to być zarówno prey, jak i predator bo z założenia deck ma ubić wszystko na stole. W przypadku Uny – również naszych cross-table przyjaciół. To zapewne lekkie uproszczenie, ale z grubsza o to właśnie chodzi.
Kolejny powód – niedocenienie/przecenienie decku przeciwnika. Bardzo często początkujący gracze mają problem z oszacowaniem zagrożenia ze strony preya/predatora oraz analizą swoich szans w starciu z przeciwnikiem. Dlatego od zawsze powtarzam – im więcej grasz, im częściej jeździsz na turnieje, im więcej przeciwników i decków poznałeś, tym większe masz szanse na poprawną analizę swojej sytuacji. Nikt oczywiście nie ustrzega się błędów. Kilka razy nadziejemy się na Canine Horde grając np. Alastorami na Assault Riffle i już się zastanowimy zanim kolejny raz na pałę zaatakujemy weenie ani deck. Ktoś nam zagra Disarma, bo nie zagraliśmy preventa – będziemy pamiętać, że grając przeciwko Euro Brujah możemy się spodziewać torporu.
Jak temu zaradzić? Trzeba grać, poznawać decki i wyciągać wnioski. Analizować decki combatowe spotkane na naszej drodze. Dlaczego przegraliśmy z danym deckiem, w jaki sposób sobie poradziliśmy, jakie karty były kluczowe itp. Ważne jest też poznanie psychiki poszczególnych graczy. Każdy gracz ma jakieś słabości, przyzwyczajenia, swój styl gry. Najlepsi jednak potrafią się szybko przystosować do panujących warunków. Podczas turnieju nie raz zdarzało mi się grać zupełnie różnie na innych stołach. Na jednym krzyki i groźby, natomiast kolejny stół pełen spokój. Największą sztuką jest przekonać przeciwnika o braku kart combatowych na ręce i sprowokowanie wejścia w combat , tylko po to żeby zobaczyć jego zdziwienie po wylądowaniu jego wampira w torporze . Myślę , że to jest cel do którego powinien dążyć każdy gracz lubujący się w biciu innych minionów.
Trzeci powód porażek jest prosty – tzw. „deck z dupy”. Niby combatowy deck jest prosty do złożenia. Może i tak – ale tylko na pierwszy rzut oka… W dalszej perspektywie może okazać się, że zabraknie nam kluczowych kart – wejścia w combat, opcji do bloku, taste’a itp. Dobry combat to taki, który jest w stanie walczyć przez piętnaście tur (tyle trwa średnio jedna gra) z dwoma graczami naraz (prey-predator).
Opcja pierwsza – pseudo toolbox. Wchodzimy w combat i blokujemy, mamy jakieś możliwości politykowania. Dla mnie numerem jeden biorąc pod uwagę powyższe wyznaczniki jest Anson cel/gun. Dzięki Ashurom mamy praktycznie niekończące się zasoby jeśli chodzi o wchodzenie w combat (bum’s rush) jak i blok (Second Tradition). Podłączenie .44 Magnum sprawia, że każdy z naszych wampirów staje się maszynką do zabijania. Podobnie działa Nana Buruku, jednak według mnie jest trochę słabszą wariacją pierwszego decku.
Duga opcja to multirush, czyli kilka wejść w combat jednym wampirem w turze. Jest kilka ciekawych propozycji. Dla mnie faworytów jest dwóch : Tupdog multiaction oraz Enkidu z Nephandusami. Pierwszy deck potrafi zaskoczyć i jest przy tym bardzo szybki. Skuteczność pozostawiam do ocenienia przeciwnikom . Drugi deck również okazał się skuteczny. Udało mi się nim wygrać jeden turniej w 2008 roku, dodatkowo zrobiłem dwa finały, a ostatnio lekko zmienionym spisem wygrał w Gdyni Tohuwabohu ze Szczecina (pozdrawiam

). Nie bede ukrywał, że oba decki bazują na cofaniu kart z Ashurów oraz exterminacji wampirów w torporze za pomocą Nephandusów a w pierwszym przypadku równieżich kradzieży.
Trzecia opcja – swarm rush. Zasada jest prosta, budujemy się dosyć szybko. W razie potrzeby stopujemy predatora, czekając na moment do szybkiego ataku na preya. W międzyczasie „dziobiemy preya” bleedami za jeden, licząc na to, że nie zblokuje w obawie przed straceniem wampira. W tym zestawieniu zdecydowanie najciekawszą opcją są weenie pot i weenie ani. Jeśli pod uwagę weźniemy również decki na allay’ach to bezkonkurencyjne są Nephandusy. Minimalnie za nimi War Ghoule na Piperach, ale to tylko dlatego, ze w bezpośrednim starciu raczej nie mają szans z Nephandusami (zagrałem dwie gry 1 vs. 1 - obie wygrały Nephandusy – wiem jestem świrem

).
Cała reszta decków combatowych opartych na dziwacznych techach, jest moim zdaniem warta włożenia do śmietnika. Zresztą cięzko będzie znależć taki, który nie pasuje do jednej z powyższych kategorii.
Porażek powód czwarty – morduję , ale nie oustuję… Doszliśmy do finału. Mamy już mega decka combatowego, wchodzimy w combat, zabijamy wampy, allay’e, i co potem ? Nie moge wyoustować mojego preya, ponieważ co wchilę się wyciaga z torporu albo pomagają mu w tym inni gracze !!! Co mam zrobić ?? To proste – spraw aby przeciwnik nie miał jak ich wyciagnąc, albo nie miał czego wyciągnąć. Najskuteczniejsze decki kradną lub palą wampiry w torporze. Pewną opcja jest też blokowanie prób wyciągania z torporu i mordowanie kolejnych wampirów. Jak widzę deck combatowy bez Fame’a (oprócz decków palących w combacie np. Ariadna itp. ) czy Dragonbounda bez opcji palenia/kradzieży wampirów w torporze, to się zawsze dziwię, po co taki gracz w ogóle siada do gry turniejowej (mówię tutaj o graczach z pewnym stażem bo nowicjuszy można zrozumieć ). To tak jakby bo decku S&B nie wsadzić kart stealtha.
Co na to poradzić? Oczywistym jest, że nie każdy gracz ma dostęp do Nephandusów, czy graverobingów (brak dominacji). Poza tym, gdyby wszystkie decki bazowały na tych samych kartach to byśmy mieli jedną wielką nudę na turniejach. Pamiętajmy, że nie wszystkie decki mogą mieć status combatowego Tier 1 – całe szczęście w wampirze dobry deck to tylko pewna częśc sukcesu, najważniejszy jest gracz!
Najważniejsze przy składaniu decka, nie tylko combatowego, jest oparcie go na pewnej koncepcji. TTC Master (Orian Gissler – jeden z najlepszych graczy w historii) na swoim blogu bardzo dobrze opisał swój schemat budowy decku. Radzę tam zajrzeć I się z nim zapoznać – warto. Skupmy się na deckach combatowych – musimy określić w jaki sposób przyspieszymy anihilacje preya, nie mając do dyspozycji dominacji (graverobing, conditioning itp.) ani wsparcia Nephandusów.
Istnieje kilka kart, które w każdym decku combatowym MUSZĄ się znaleźć (jest kilka wyjątkó, ale te pomijam).
1. Fame
2. Dragonbound
3. Tension in The Ranks
4. Haven Undercovered, Frontal Assault (dla swarmów)
5. Rush cards (Bum’s Rush itp.) – dla decków na minionach bez wbudowanego rusha
To jest mocno okrojona lista – zawierająca ansolutne minimun – które musi być w każdym decku, który bije. Dla sabatowych mamy Yawp Court, Path of the Lilith itp. Dla Anarchów jakieś inne cuda. Opcji na przyspieszenie decku jest kilka. Oprócz kart wymienionych powyżej możemy rozważyc dodatnie polityki (KRC, Perpetual Care – grałem tym, wspaniała karta dla Torków na Alastorach, Parity Shift itp.), dopałek do bleeda, dodanie kart jak laptop, camera phone itp. - dla stałego zwiększenia bleeda. Zawsze znajdzie się jakaś rada, należy jednak pamiętać o jednym – nie przesadzajmy z tymi dodatkami. Im wiecej śmieci w decku, tym bardziej obniżamy jego wartość bojową!
Jak widać czerwone karty w decku combatowym to nie wszystko.Warto o tym pamiętać !
Kolejny błąd popełniany przez graczy, to nastawienie w stylu : „ Jestem Killer i mam wszystko w dupie” . Taki gracz jest twardy do momentu, aż zabraknie mu wake’a, immortala albo manewru. To jest najczęstszy błąd popełniany przez nowicjuszy combatowych. Kiedy pojawia się zrezygnowanie na ich twarzy dają do zrozumienia przeciwnikowi, że ich ma. Nawet na turnieju LV w paryżu – byli goście, których udało mi się ograć bo pokazali swoim zachowaniem, ze nie sa w stanie się obronić. W innym przypadku nigdy w zyciu bym nie wykonał potencjalnie samobojczej akcji ! Grając combatem, musimy dać do zrozumienia przeciwnikowi, że cały czas jesteśmy w stanie go dopaść nawet jeśli na ręce mamy totalną lipę . Myślę, że ta cecha/umiejętność odróznia tych naprawdę wielkich, od tych dobrych graczy – konsekwencja w grze !
Zawsze bawią mnie sytuacje, w których początkowo pewny siebie gracz (np. kiedy ma trzy majestaty na ręce), stopniowo zaczyna mięknąć i dochodzi do momentu, gdy zaczyna błagać o litość. Nie ma nic gorszego! To jest tylko zachęta, żeby wgnieść takowego playera w glebę lub wymusić na nim super deala (na naszą korzyść) .
To samo odnosi się do grania combatem. Nie ma sensu na ślepo lać wszystkich w koło. O wiele lepiej jest zastraczyć rywala i wymóc na nim przysługę a samemu ubić kogoś innego, niż niepotrzebnie narażać się na niebezpieczeństwo. Siła combatu tkwi w możliwości zastraszenia przeciwnika, nie tylko w obiciu mu japy. Zauważyłem, że bardzo często grający combatem zapominają o tym, że przy stole można rozmawiać. Rozumiem, że pokaz siły czasami bywa nieunikniony (sam często stosuję taką taktykę), ale często bardziej efektywna jest rozmowa. Wiadomo, nie każdemu można ufać – mam swoją listę dealbreakerów, ale się z Wami nie podzielę

.
Pominę sprawy psychologiczne, jakieś relacje międzyludzkie itp. Niektórzy gracze mają wbudowanego „hate’a” do innych osob. Warto czasem wykorzystać wiedzę poza-wampirzą

. Jeśli graczA nie lubi gracza B, to zróbmy tak, żeby się pobili. My tylko przejdziemy po szczątkach naszych wrogów . I zatańczymy na ich grobach.
Ostatni rozdział może Was zaskoczyć. Jak bronić swoje wampiry/miniony w decku combatowym przes combatem? Na każdym stole możemy spotkać przeciwnika, który gra deckiem combatowym, bazującym na techice mordu, która kompletnie nam nie odpowiada. Przykłady : Euro Brujah vs. Tupdogs, Nos !Anti vs. Lazverinius itp. W tych wypadkach metoda jest prosta, posiłkujemy się kartami używanymi przez inne rodzaje decków przeciwko nam . Carlton, Jake W., Secure Haven (również do contestu) no i oczywiście Pentex. Szczególnie boli strata kluczowego wampira w kluczowym momencie, więc nie zapominajmy o dodaniu paru „niespodzianek”, które niektórym mogą się wydawać śmieszne, ale lepiej mieć pewność, że zapewnimy bezpieczeństwo naszemu wampirowi, niż później żałować jego straty. Nie zapomnę jak straciłem Enkidu, praktycznie w wygranej grze, przez własną głupotę, niepotrzebnie blokując jakiegoś „pimpka” tylko dlatego, że poczułem się zbyt pewnie.
Na koniec dobra rada od wujka Marcina : „Grając combatem musisz być twardzielem na zewnątrz, zastraszając potencjalne ofiary i wymuszając na nich pewne „deale”, ale wewnątrz umysłu musisz rozważyc możliwość zostanie ubitym przez każdego miniona. Pycha jest najczęstszym powodem zguby nawet największych graczy!„
Mam nadzieję, ze ten artukuł pomoże niektórym graczom w grze combatem. Ufam, ze na EC uda mi się zwerbować ekipę do wspolnego lania frajerów.
Sorki za literowki.

warGrim
SIŁA!!! Nie ma opierdalania !!