To tak odnośnie ostatniego humble bundle maskaradowego, w którym przy okazji znalazł się film ze Steam'a (ciekawy pomysł, żeby akurat na tej platformie to robić). Jako, że poza
Kindred: The Embraced jest to jedna z nielicznych pozycji w klimacie wampira postanowiłem pokrótce to tutaj zrecenzować.
Oczywiście nie można tego traktować na miarę pozycji ze stajni Świętego Gaju. Od razu wiadomo, że mamy do czynienia z filmem amatorskim także recenzja musi wyglądać nieco inaczej (i postaram się nie dawać zbyt dużo spoilerów).
Scenariusz:Bardzo ciekawa koncepcja dla ludzi obeznanych z klimatem wampira. W innych wypadkach podejrzewam, że może być nieco ciężej z załapaniem kontekstu. Ogólnie jest to świat WoD z punktu widzenia ghula. Nie jest to super ambitna produkcja ale całkiem nowatorska i w sumie wciągająca.
Reżyseria:Tutaj zdecydowany minus. Podzielenie tego na akty/epizody dodaje sztuczne przystanki w i tak niezbyt szybko toczącej się fabule. Sporo scen, które można by sobie darować (zapchajdziury). Poza tym schemat scena-cięcie-scena-cięcie-scena szybko zaczyna irytować i film traci płynność. Irytuje też totalnie niepotrzebne wprowadzenie postaci pobocznych, które niby mają podbudować historię głównych postaci ale okazują się całkiem niepotrzebne ponieważ w tak krótkim filmie nie ma czasu ich nawet porządnie przedstawić.
Kinematografia:Duży plus. Wszystkie sceny bez aktorów są świetne, nie ma trzęsącej się kamery, problemów z ogniskowaniem (poza jedną sceną, w której widać jak dopasowywana jest ostrość) itp. Oświetlenie momentami pozostawia trochę do życzenia i oczywiście pojawia się problem XXI-wieku czyli zbyt dobra jakość obrazu, która nie służy niestety słabym aktorom. Ujęcia profesjonalne, sporo bardzo ciekawych. Miłe zaskoczenie.
Aktorstwo:Typowe dla amatorskich filmów bardzo słabe odtworzenie głównych ról. Za to aktorzy grający role poboczne w niektórych momentach robią robotę. Jedna scena na miarę światowych produkcji.
Edycja:Nieźle skomponowane w spójną całość. Razi tylko wcześniej wspomniane pocięcie tego na konkretne sceny i akty, które zaburzają dramaturgię i dla wtajemniczonych zdradzają dalszą część fabuły zanim się wydarzy (tytuły aktów).
Dźwięk:Bez zarzutu.
Stroje/Makeup:Niezbyt wyrafinowane. Zdecydowanie słaby punkt filmu. Gdyby poważyć się na nieco odważniejsze kreacje i ciekawsze "przyozdobienie" aktorów (jak np. na ilustracjach Sama Briggsa czy Dragon Kiss) albo większe stonowanie film na pewno by zyskał (bo tak to ani w jedną, ani w drugą i wychodzi całkiem bez wyrazu).
Wiem, że wygląda to mocno technicznie, ale przy analizie filmów amatorskich uważam, że trzeba bardziej zwrócić uwagę na poszczególne elementy gdyż często gęsto sporo z nich zawodzi co odbija się na całości. W wypadku
Judas Goat nie ma tragedii. Jest to 40min, których nie uważam za stracone chociaż moim zdaniem można było w miarę łatwo pozbyć się części najbardziej rażących problemów (i przy okazji skrócić film o 10min).
Nie jestem w żadnym razie specjalistą (pewnie Szewski byłby w stanie lepiej to dzieło ocenić), także proszę się nie sugerować
P.S.
Jak ktoś zna angielskie idiomy to tytuł sporo mówi o czym jest film (niby).