Z tego co napisał Hektor 'chcielibyśmy, ale nie wiemy czy warto' to wam odpowiem, że jak najbardziej
Ciekawe, że ja odebrałem wypowiedź Xięcia Nowej Soli inaczej.
Dziwi mnie podejście Remigiusza - nie nie jedźcie na wschód to nie ma sensu bo tam be fe dno i wodorosty. palisz mosty.
Ja proponuję, żeby teraz każdy czytający ten wątek cofnął się o jedną jeno stronę, i przeczytał moje niedługie wypowiedzi.
A, jeśli kto czyta moje wypowiedzi regularnie, wie, że osobiście opowiadam się za jak największą liczbą turniejów.
Frekwencja ma dla mnie znaczenie drugorzędne. Trzeciorzędne?
Wypowiedziałeś się za dwa miasta na nie, a tu jednak się okazuje, ze są chętni.
Jeśli zobaczysz w 2016 AD na Podlasiu gracza choćby jednego ze Szczecina bądź Nowej Soli, wyślę tobie butelkę dobrego alkoholu.
Ale, jak nie przyjadą, stawiasz Ducha Puszczy. Umowa stoi?
Kto był na takim evencie zawsze chciał wracać. Dowodem na to jest chociażby, że Ziko napierdalał 6 godzin autem do Hajnówki bo wiedział jakie epickie dzieją się tu rzeczy.
Wiem doskonale o czym piszesz. I zgadzam się w 100%. Tak samo zgadzam się z Hektorem. Pomysł jest wyśmienity, i potrzebny naszemu środowisku.
Sam byłem na Playwacku. I nie żałuję, choć zostaliśmy w *cenzura*a zrobieni przez organizatora (Zając).
Kilka dni nad jeziorem. Spacery i wypady - w tym jeden ośmiogodzinny wkoło Gowidlina.
Do tego planszówki i gry własnej roboty. No i oczywiście dwa turnieje, jako wisienka na torcie.
Dzikie pomieszkiwanie w namiocie na zalesionej skarpie.
Kąpiel w chłodnej wodzie jeziora, mleko od lokalnej krowy, skrzynka na listy opróżniana dwa razy w tygodniu.
Jejku jej. Te rzeczy na zawsze pozostaną w mojej pamięci.
Nie zmienia to jednak faktu, że dziś nie czuję potrzeby powtórzyć tego wszystkiego.
Jestem już innym człowiekiem. Nie ciągnie mnie do imprez towarzyskich.
Na turnieje, jak większość Szczecinian, jeżdżę pograć w karty.
Nie jestem zainteresowany upijaniem się z innymi graczami, wygłupami, czy imprezami okołoturniejowymi.
Rozumiem, że część tak ma, ale nie traktujmy ludzi, którzy nie chcą brać w tym udziału, jako gorszych od 'równych gości' przy ognisku.
Każdy VtESowiec jest wartościowy dla naszego środowiska. Niezależnie od tego, czy woli się na*cenzura*ć w barze, czy oddalić bezpośrednio po turnieju.
Nie ważne koszty, urlopy itp. miejsce znane, obadane i jak ktoś będzie miał wątpliwości czy przyjechać to proszę pytać tych co byli.
Niestety, nie jestem w stanie zrozumieć takiego podejścia.
Koszty, rodzina, lokalni znajomi... Wszystko to jest ważne, i mus brać pod uwagę.
Zabawa, czy gra na poważnie, muszą zejść na plan dalszy, gdy zestawimy je z warunkami w jakich przyszło nam żyć.