Witam wszystkich,
Nazywam się Przemek Wawer, myślę, że na dobry początek warto się przedstawić, żeby wszyscy wiedzieli z kim rozmawiają, a nie tylko z kolesiem, który posiada nicka na forum. Większości z Was nie znam i pewnie mnie też nie znacie, choć kilka osób udało mi się poznać na moim drugim wyjazdowym turnieju (urodzin Kacpra nie liczę, bo cały turniej bawiłem się z jego psem i podrywałem mu żonę – już taki jestem, że <<ironia mode on>> nie tylko w karty oszukuje przy stole <<ironia mode off>>. )
Teraz trochę na poważnie - będę się odnosił w miarę możliwości do wszystkich merytorycznych postów, dotyczących sobotniego turnieju i zaistniałej sytuacji, do niektórych postów się nie odniosę bo nie czuję się kompetentny. Niestety maniera czasem mnie ponosi i mogę kilka zawrzeć drobnych szpilek.
I tak, to ja dopaliłem bleeda (brzmi jak tytuł dobrego filmu). Dodam jeszcze, że TEGO bleeda.
Udając się w tę podróż w nieznane, sprawdzę czy mam równie lekkie pióro jak Piotrek, opowiem anegdotę jak i również się pożalę (głównie na to, że zamiast iść spać albo uprawiać francuskiego przekładańca z kobietą siedzę i piszę o kartonikach).
Wstęp chyba napisany, mam nadzieję, że przykułem waszą uwagę.
Piotrze tobie należy się pierwsze miejsce wśród tych spraw o których zamierzam napisać i do których zamierzam się odnieść. Najpierw żart co by trochę rozluźnić atmosferę – z tym przekładańcem to obawiam się sprawa dla Freuda. Teraz odniosę się tylko do tego co napisałeś na forum i do naszych rozmów. Niestety napisałeś paszkwila i do tego obrzydliwego. Rozumiem emocje odegrały rolę. Niemniej jednak pozbawianie mnie takich silnych cech mojej osobowości jak silna wola i samodzielność i zrobienie ze mnie wasala w dodatku pozbawionego kręgosłupa. Piotrze miej litość!!! Uszczypliwości w rodzaju, że odczuwam satysfakcję w stosunku (sic!) do swojego seniora, z jednej strony pokazują jakiś ukryty problem, którego nie będę się starał zdiagnozować a z drugiej strony sugerują jakieś poddaństwo z mojej strony – dalej może nie będę ciągnął (sic!) tej gry skojarzeń. Zawołam znowu - Piotrze!!!
Niestety podzieliłeś moje piękne miasto na uczciwych i nieuczciwych graczy – znowu bardzo nieelegancko. Trochę na zasadzie nie znam, ale się wypowiem Nie znasz, a oceniasz. Nieładnie. A wystarczyło napisać, że Przemek to *cenzura* i ja bym się do tego odniósł – i tyle. Zmiana nazwy posta nie wystarczy, że się tak wyrażę - gówno trafiło w wentylator i uczyniłeś to z premedytacją.
Teraz tylko do ciebie Piotrze moje słowa skierowane – przecież po grze rozmawialiśmy, uścisnęliśmy sobie prawicę, przeprosiłem za to, żem sprawił że tak się podle poczułeś, piwo zaoferowałem na pocieszenie, jak się żegnaliśmy powiedziałeś, że żalu nie czujesz, chociaż w żadnym momencie nie chciałeś słuchać tego co mam do powiedzenia, wystarczyła ci gra skojarzeń na zasadzie Szczecin+ Łukasz+ kolega Łukasza = Wałek – i to ci wystarczy do wydania takiego osądu i do wciągnięcia sędziego w swój tok myślenia. Prawie padliśmy sobie w ramiona na pożegnanie ( przynajmniej ja chciałem), a ty takie dzieło wysmarowałeś następnego dnia. Oj Piotrze.
Chwila na dygresję i pytanie do czytelnika – PIERWSZE WAŻNE PYTANIE czy to dobrze jeśli sędzia lubi jednego gracza, a drugiego wybitnie nie lubi i czy przypadkiem nie zaburza to jego osądu?
Sorry czytelniku – znowu mnie poniosło. Choć mam nadzieję, że się nie nudzisz. No dobra kończę już pieprzyć i solić i przechodzę do kontrowersyjnej partii.
Partia jak wiadomo miała miejsce na czteroosobowym stole. Ja z Łukaszem po crossie , a ponadto Marek i Piotrek. Przejdźmy od razu do tej części zaawansowanej. Pierwsza rzecz warta wzmiankowania to to, że Piotrek jako pierwszy zaproponował podział stołu pomiędzy siebie i Marka. Oni biorą stół, a później się zobaczy. Myślę, że naturalną siłą rzeczy my też z Łukaszem powinniśmy zawiązać sojusz ze sobą przeciwko Markowi i Piotrkowi. Kolejną sprawą wartą odnotowania była sytuacja, gdy Piotrek zagrał KRC, po którym bym spadł, a Łukasz zaoferował, że będzie łapał pod warunkiem, że nie będę go bleedował i dam mu turę spokoju, a on postara się żebym przeżył, i oto kolejny raz kiedy nasz „układ” mający na celu ciche wyeliminowanie Piotrka mógłby dojść do skutku. Jak pewnie się domyślacie nie przyjąłem tego układu i powiedziałem, że będę dalej dzielnie oustował Łukasza, dopóki mam szansę (miałem delayinga, ale tego się nie mówi 😊) i tak też zrobiłem – bleed w Łukasza na pełnej petardzie. No i wreszcie dochodzimy do konkretnej kontrowersyjnej sytuacji – tej po której pojawiły się oskarżenia. Żeby była jasność – Piotrek i Tomek sugerują, że nie podjąłem decyzji samodzielnie i świadomie i że zrobiłem to po to żeby Łukasz zdobył 3 punkty – otóż tu mówię stanowcze nie, myślę za siebie i sam decyduję za siebie, może nie gram za długo w wampira, ale umiem w matematykę, a każdy kto gra w karty wie o tym, że część tej gry to podejmowanie ryzyka( mniej lub bardziej skalkulowanego). Więc co się tak naprawdę wydarzyło? Bleed w Łukasza, który ten odbija do Piotrka. Z istotnych kart, które mam na ręce są dopałki do bleeda i pentex. Więc wykonuję matematykę i liczę. Liczę ile ma minionów Łukasz, ile mam ja, za ilę mogę go zableedować maksymalnie jeśli będzie miał wszystkich zatapowanych ( a przypuszczam, że odtapki nie ma bo zatelegrafował), widzę ile krwi ma Piotrek i ile potrzebuje Łukasz zatapować minionów żeby go skończyć , mając i nie mając dopałki do bleeda. I jeszcze jedna ważna rzecz, która jest niezmiernie ważna w podjęciu tej decyzji - jeśli teraz nie spadnie Piotrek to widząc swoje karty na ręce wiem że jego tury nie przeżyję. I to się nazywa ryzyko skalkulowane – wiem jakie mam karty i jakie mam szanse. Wiem, że mogę zagrać o pełną pulę czyli o trzy punkty albo w najgorszym razie zostanę tylko z tym jednym. Każdy sobie niech odpowie co on by zrobił w tej sytuacji. Nieważne , podkreślam nieważne kto by tam siedział, czy Łukasz czy ktoś inny – zagrałbym tak samo. Piotrek widząc co się dzieje, co rozważam i moją decyzje to woła sędziego no i tu zaczyna się cała jazda i pierdzielenie na temat mojego krzywego zagrania. I wiecie co? Wszystko by się udało i skończyło by się happy endem, Piotrek spadł, Łukasz dostał Pentexa na swojego jedynego zawodnika i moje bleedy wchodzą bez obrony z jego strony, jedne czego nie przewidziałem to direct w rece Łukasza zagrany na moja dopalke – Łukasz został na jednym czy dwóch poola i o to ta cała SYTUACJA.
Teraz wygłoszę tezę, która będzie być może kontrowersyjna i być może ktoś poczuje się urażony – nigdy w życiu nie byłoby tego pierdzielenia i tej gówno burzy gdyby tam nie siedział Łukasz. Nie będę oceniał tego jak zachował się Tomek, który nie chciał nawet wysłuchać tego co mam do powiedzenia. Wierzę, że jest mu wstyd za to jak się wydzierał na mnie, krzycząc że mam mu nie przerywać i jak dawał mi warninga w domyśle sugerując mi, że mam mu dziękować za to, że nie wyrzucił mnie z turnieju. Przyjąłem karę bo nie dyskutuję z sędzią, który nie chce dyskutować. Jeśli ktoś wyciąga tylko wnioski na podstawie tego czy dostałem warninga czy nie to mam nadzieję, że trochę mu rozjaśniłem sytuację. Nie było żadnej rozmowy ze mną, była rozmowa z Piotrkiem i po niej ta cała awantura. Czy Tomek dokładnie spojrzał na moją rękę? Czy zrobił tę samą matematykę co ja? Czy spojrzał na rękę Łukasza? Niestety nie – zaważyły personalne animozje i sympatie. Tu można sobie wrócić do mojego pierwszego ważnego pytania.
Teraz jeszcze kilka spostrzeżeń odnośnie moich pozostałych gier. Taka trochę mini relacja z turnieju z aluzjami do przekładańca.
Moja druga gra. Przypominam, że gram Torkami, które w porywach wyciągają jeden stealtha podczas bleedowania. Przed sobą mam ściankę (kowadło) na Goratrixie a za plecami Maćka( jestem wielkim fanem – choć pewnie tego nie wie, kibicuje mu od turnieju w Gdyni po tym jak widziałem, jak wyszedł z tak głębokiej dupy, że głębszej nie widziałem i ugrał dwa punkty na stole – pozdrawiam Maćku) z deckiem na khazarach(młot). Przez większość gry nie mogę nic zrobić bo mnie kowadło napierdala(raz udało mi się bleednąć), lub wysyła do CelGunów więc stoję i czekam, młot się nie kwapi tylko rozbudowuje. Goratrix dorzuca Anarch Revolty, ja jak wiadomo anarchistów nie mam więc pytam grzecznie Goratrixa (przynajmniej dwa razy) czy mogę pójść się zanarchizować, nie będę tracił krwi na revoltę, a przez to będę dłużej stanowił barierę dla niego przed wraithami, które niechybnie nadejdą. Za każdym razem słyszałem stanowcze nie. Pytanie – kto na tym korzystał? Na pewno nie mój kochany Goratrix ale za to Maciek (wciąż kibicuje) jak najbardziej bo przecież będzie miał za każdym razem mniej poola przez które będzie musiał się przebić. Czy ścianka zagrała PTW - w dalszej perspektywie moim zdaniem nie. Nadmienię tylko, że nie przyszło mi nawet przez myśl wołać sędziego. Bo i po co – w końcu to taka gra. W pewnym momencie niestety celguny nie dawały rady już rady łapać moich bleedów, więc gracz (przepraszam, że nie znam imienia) poprosił mnie żebym nie bleedował, a on postara się zrobić coś z convertami. To nie bleedowałem w końcu tak się umówiliśmy. Niestety gracz nic nie zrobił z tymi okropnymi convertami. Czy przyszło mi do głowy wołać sędziego i krzyczeć dealbreaker. Gdyby mógł to pewnie by coś zrobił. Taka gra w końcu. Wreszcie odniosę się do tego co napisał Gausus (czyżby Goratrix?) – który grał ze mną na stole. Trochę prawdy ukrył w swojej wypowiedzi pisząc że:
Po akcji opisanej na pierwszym stole padł gdzieś argument, że to wynik błędu, nieogrania etc. Grałem z tym samy graczem na drugim stole i bardzo sprawnie ogarniał wszystko, włącznie z wyczekaniem minuty w unlocku, żeby był timeout więc nie spada mając 1 poola, suche wampiry a na stole są trzy Anarch Revolty
Zapomniał dodać, że na końcu po zakończeniu zostałem z graczami i spytałem się czy zagrałem legalnie –bo zostało mi 12 sekund na zrobienie swoich posunięć i mogłem wykonać kilka rzeczy w untapie – vesel, breaker, untap i revolta i czy mogłem tak zrobić i zaoferowałem, że mogę spaść od tych anarch convertów, żeby gracz od celgunów dostał za mnie punkty. Gracz od celgunów (przepraszam- że nie znam imienia) powiedział, żę wszystko było legalnie i że nie ma takiej potrzeby. Jestem może sprawny i cwany, ale jednak nie na tyle, żeby oszustwem czy opóźnianiem wydrzeć te pół punktu. I pytanie na koniec, czy zostałem tu przełożony? Czy rzeczywiście koledzy, którzy ewidentnie się znają i lubią grali pod siebie? Nigdy w życiu by mi to nie przyszło do głowy. Taka gra po prostu.
Trzecia gra to przykład typowego przekładańca. Było nas trzech, każdy ze Szczecina i dwie osoby z innych miast. Już nie będę się rozpisywał co się tam działo. W telegraficznym skrócie Konrad(nie ze Szczecina) zrobił 3,5 punktu, nasz przekładaniec już chyba słynny i zmowa przeciwko innym zaowocowała tym, że spadli moi kamraci, a ja gdy mogłem uratować jednego z nich (niezawodny delaying) – jakos tak zapomniałem, że przecież moja usłużna i wasalna natura powinna dostarczyć punkt koledze ze Szczecina. Maciek (wciąż kibicuję) był i widział – może zaświadczyć 😊 Niestety nie przełożyliśmy Konrada.
Obiecałem anegdotę – oto ona. Anegdota z Gdyni – mojego pierwszego turnieju (pozdrawiam Kacpra – piwo na barze jako część wejściówki – czemu ja nigdy na to nie wpadłem). Moja druga gra, czteroosobowy stół, po prawej moim drapieżcą jest Tomek, przede mą Paweł moja ofiara i po crossie Raven – kolega z czasów L5R (pozdrawiam). Dość dobrze pamiętam tę grę bo wiele fajnych rzeczy się wydarzyło. Smiling Ravena, którego nikt nie chciał ściągnąć, Tomek potem się rozbił o niego. Paweł który został na jednym poolu po moich bleedach, a który ukradł mi Sheile bo niechybnie taki ma urok Vlad Tepes, żeby nowe branki sobie brać. Ja całkiem nowy gracz w otoczeniu starej gwardii. No fajna gra. W pewnym momencie doszło tylko do pewnej sytuacji, która dość dobrze zapadła mi w pamięć, bo po niej spadłem ze stołu, teraz dzięki Piotrkowi już nawet wiem jak to nazwać. Paweł poszedł z bleedem do Ravena, a ten odbił go do Tomka, na co Tomek spytał się Pawła czy ma czym dopalić stealtha, Paweł powiedział że tak, po czym dopalił, a Tomek odbił tego bleeda do mnie, widząc że go nie złapie bo nie miałem cepta 😊 Tak się skończyła moja przygoda na tym stole. Pytanie czemu Paweł dopalił stealtha? Czemu chciał żebym spadł, w końcu punktu za mnie nie dostał? Czy Tomek ma jakiś wpływ na niego? Czy jest jego suwerenem? Piotrze czy pomógłbyś zdiagnozować sytuację? OTO I CZAS NA DRUGIE WAŻNE PYTANIE kim jest ten tajemniczy Tomek? No chyba to oczywiste 😊 No i na końcu pytanie kto tu został przełożony?
Na koniec relacja ze smutnego finału. Kilka zdań. Tomek drący się na Łukasza, jak nie przymierzając publiczność w Nowym Jorku gwiżdżąca i wrzeszcząca na Danila Medwiediewa bo ich faworyt Djokovic wlasnie był oustowany z turnieju. Tak dobrze się darli,i tak zdołali zdeprymować Danila, że ten w końcu popełnił trzy podwójne błędy i przegrał gema. Na szczęście podniósł się i wygrał zasłużenie. Widziałem jak grand predator Łukasza chce mu ukraść legionistę, widziałem jak jego grand prey ściąga pentexa z predatora Łukasza. Widziałem jak bleedy odbijane są w tył do Łukasza. Tomek też to widział. Wyciągać błędne wnioski na postawie wyniku i tego, że skończyło się timeoutem mogą tylko tylko ci którzy tam nie byli.
Teraz garść refleksji – będzie poważnie
Niewiele jest w stanie mnie obrazić, zazwyczaj mam wy*cenzura*ne na zdanie dotyczące mojej osoby – Piotrkowi się udało, zarzucając mi brak samodzielności i jakiś serwilizm. Stary nie tędy droga w szukaniu porozumienia.
Z doświadczenia organizatora turniejów, wiem, że nie jest dobrym pomysłem, żeby organizator był równocześnie sędzią. Najlepiej jak jest dwóch lub trzech w składzie organizacyjnym. Jeden sędzia, który arbitralnie wydaje decyzje i nie ma z kim ich skonsultować oprócz siebie samego? Not a good idea.
Czy Ci którzy popierają w toku rozumowania Piotrka, naprawdę myślicie, że my nie robimy nic innego w drodze na turniej tylko myślimy jak przepchnąć Łukasza na stole, albo kogoś od nas, żeby zrobił punkty? Żenujące. Naprawdę myślicie, że Łukasz tego potrzebuje? Naszego nieuczciwego wsparcia? Finał jest tego najlepszym dowodem, że radzi sobie doskonale.
Twoje żale Piotrze sprawiły tylko tyle, że udało ci się wzbudzić w ludziach przeświadczenie tego, że Łukasz zdobył mistrzostwo jakimś cwaniackim podstępem i nieuczciwą grą. I to jest największa twoja przewina Piotrze i podłość zarazem. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że również przekonałeś do tego sędziego, który uprzedzony jest do Łukasza i część środowiska. Zamiast zachować się jak przystało na kogoś kto po prostu przegrał i pogodzić się z porażką, starasz się wszystkich, których nie lubisz oblepić gównem rzuconym w wentylator.
I NA KOŃCU TRZECIE WAŻNE PYTANIE – CZY TO CO ZROBIŁ PIOTREK SŁUŻY CZEMUKOLWIEK LUB KOMUKOLWIEK? JA MAM WRAŻENIE, ŻE CHYBA TYLKO JEGO WŁASNEMU URAŻONEMU EGO.
I tak oto zmarnowałem kilka godzin na pisanie posta, którego nie powinienem pisać. Vtes to gra karciana, podczas której trzeba dobrze się bawić i robić trochę matematyki – o czym chyba zapomniało się niektórym, szykując jakąś krucjatę przeciwko mojej osobie i osobom z mojego miasta, którzy mieszkają w odległości transportu lokalnym autobusem.
Pozdrawiam
Przemek Wawer